Ceny mieszkań w niektórych miastach Polski droższe o 1000 zł/m2 w porównaniu z zeszłym rokiem.
Rynek nieruchomości staje się coraz bardziej niedostępny dla Polaków. Coraz więcej “inwestorów” kupuje mieszkania na wynajem. Bardzo często posiłkują się oni tanim kredytem.
Rynek należy do deweloperów i właścicieli nieruchomości na sprzedaż. Sytuacja jest tak podkręcona, że nie chcą oni negocjować. Bardzo często dobre mieszkania sprzedają się w cenie ofertowej lub wyższej. Kupujący licytują się między sobą o najciekawsze nieruchomości. Deweloperzy sprzedają “dziury w ziemi”. Ceny mieszkań i domów w wielu miastach przekroczyły już wartość cen z poprzedniego boomu.
Czym spowodowane są tak wysokie ceny mieszkań?
1. Tani kredyt.
Dostępność kredytów powoduje, że ludzie kupują lokum dla siebie, dla rodziny, inwestycyjnie. Niskie operocentowanie kredytów pompuje ceny nieruchomości. Tani kredyt napędza konsumpcję. Ludzie masowo kupują mieszkania i domy, ponieważ niewiele ryzykują w dniu podpisania umowy o nabyciu nieruchomości. W wielu przypadkach mają pieniądze tylko na wkład własny. Resztę pieniędzy pożyczają od banku. Od doradców z każdej strony słyszą:
“Nie będzie lepszego momentu na zakup mieszkania czy domu.”
Wśród kupujących jest tak wielki optymizm, jak w czasie boomu napędzanego przez kredyty we frankach. Rok przed załamaniem się rynku ludzie w latach 2006-2007 mówili i robili tak samo jak dzisiejsi konsumenci. Ludzie, ogółem, nie uczą się na swoich błędach. Według badań społeczeństwo pamięta skutki kryzysu tylko przez dwa lata. Później historia się powtarza. Rośnie optymizm wśród ludzi. Z roku na rok jest coraz większa grupa optymistów. Na rynku nieruchomości nabiera on takich rozmiarów, że ludzie znowu kupują “dziurę w ziemi”. Znowu biorą kredyty na nieruchomości, które są przewartościowane o 30%-40%, w niektórych częściach kraju także o 60%. Za chwilę będą w takiej sytuacji jak frankowicze. Z ratami większymi o połowę, nieruchomościami tańszymi o 40%, bez odłożonej poduszki bezpieczeństwa, bez oszczędności.
Polacy bawią się obecnie w wielkie kupowanie na kredyt. Dwie karty kredytowe w portfelu, kredyt na mieszkanie i samochód, puste konta, życie od pierwszego do pierwszego. To skończy się, według mnie, nie spowalnianiem gospodarki, ale uderzeniem o ziemię z lotu ptaka. Ludzie zamiast cieszyć się swoim wymarzonym M na kredyt będę szukać pomocy u specjalistów. U doradców kredytowych, u lekarzy, u psychologów. Będą też wśród tej grupy osoby, które nie wytrzymają napięcia. W kryzysie ilość popełnianych samobójstw się zwiększa. Jest to też bardzo dobry czas na zakupy na rynku nieruchomości.
2. Socjal.
Od 2015 roku w Polsce rządzą socjaliści. Rozdawanie pieniędzy podatników i zwiększanie długu publicznego jest podstawym zajęciem polityków. Kto da więcej? To pytanie, którym zainteresowana jest większość społeczeństwa. Nie dziwi mnie to, że Polska była pod zaborami, ani to, że ludzie lubią być okradani na mocy prawa. Polacy naprawdę tego chcą. Potrzebują zrzucać odpowiedzialność finansową na Państwo.
Dlaczego o tym piszę? Wszelkiego rodzaju dotacje pompują rynek nieruchomości. Młodzi cieszą się, że Państwo dało im 500+ na dzieci, ale nie widzą tego, że nie stać ich na własne mieszkanie, ponieważ ceny mieszkań są dla nich nieosiągalne. Wiele jest rodzin, które z 500+ odłożyło na wkład własny i kupiło mieszkanie na kredyt w ciągu dwóch ostatnich lat. Znaczna część tych rodzin w kryzysie straci dach nad głową, ponieważ nie będzie potrafiła wziąść odpowiedzialności za swoje decyzje podejmowane pod wpływem chwili. Decyzje umacniane przez rząd, który wyłożył pieniądze na wkład własny w sposób pośredni.
3. Rynek pracy należy do pracownika.
Jesteśmy na szczycie koniunktury. Bezrobocie nie istnieje. Każdy kto chce pracować i zarabiać nie ma problemów ze znalezieniem etatu. Właściwie to praca na niego czeka. Społeczeństwo w takiej sytuacji nabiera przekonania, że kraj się rozwija. Gospodarka rośnie i ma się bardzo dobrze. To powoduje, że ludzie chcą się osiedlać na stałe oraz kupować mieszkania i domy. To napędza rynek nieruchomości.
Materiały budowlane podrożały. Pracownikom budowlanym, sprzedawcom trzeba płacić z miesiąca na miesiąc coraz więcej. Koszty obsługi klientów rosną. Kupujący widzą to i myślą, że tak będzie zawsze. Dlatego kupują teraz. Bardzo często dlatego, że chcą skorzystać z oferty taniego kredytu. Inwestorzy robią to samo, ponieważ ceny mieszkań na wynajem rosną błyskawicznie. Skoro tak jest, to dlaczego z tego nie skorzystać?
Tym sposobem ceny mieszkań w wielu lokalizacjach Polski podrożały o 100% w ciągu 7 lat. Tym, którzy myślą sobie teraz, że zarabiamy więcej, więc ceny nieruchomości muszą być wyższe odpowiem tylko, że to nieprawda. W gospodarce opartej na zdrowych zasadach taka sytuacja nie miałaby miejsca. W ciągu ostatniego tylko roku w niektórych lokalizacjach cena za m2 mieszkania wzrosła o 1000 zł. Czy ludzie zarabiają o kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie więcej? Większość nie zarabia. A już na pewno nie osoby, które posiłkują się kredytem na zakup nieruchomości.
Zobaczmy jak wyglądają ceny nieruchomości na przestrzeni ostatniego roku.
1. Warszawa.
Średnia cena metra kwadratowego mieszkania wzrosła w porównaniu z rokiem 2018 o 1000 zł. Ceny w stolicy są tak napompowane, że osiągnęły już większą wartość niż w 2008 roku, krótko przed kryzysem. Średnia cena metra kwadratowego mieszkania wynosi 10 000 zł. Ceny mieszkań w Warszawie wzrosły w ciągu dwóch ostatnich lat o 20%.
2. Trójmiasto.
Średnia cena metra kwadrotowego mieszkania wynosi 9000 zł. To wzrost o 900 zł na metrze kwadratowym mieszkania.
3. Kraków, Wrocław.
Średnia cena metra kwadratowego mieszkania wzrosła o 700 zł w porównaniu z 2018 rokiem.
Trudno jest nadążyć za wzrostem cen i konsumpcją.
Te mieszkania nie kupują tylko osoby prywatne. Wiele osób kupuje mieszkania inwestycjnie, by potem je wynajmować. Po wzroście cen nieruchomości widać jaki jest optymizm wśród kupujących.
Ceny mieszkań w całej Polsce są napompowane. Warto uwzględnić to w swojej kalkulacji przy zakupie lokum.
Jeżeli uważasz, że temat nie został przeze mnie wyczerpany, zapraszam do zadawania pytań w komenatrzu. Zapraszam do dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniami. To pozwoli mi tworzyć coraz lepsze materiały.
Jeżeli znasz osobę, której ten artykuł może pomóc, to zapraszam Cię do udostępnienia wpisu.
Zapraszam Cię do polubienia strony na facebooku.
10 komentarzy
Witam!
Chciałabym zwrócić uwagę na sugerowanie,że długi Państwowe rosną.
Jest to nie prawdą,ponieważ dług się porównuje z PKB i tu jak wynika z artykułu poniżej i innych będzie niższy.
Proszę uważać z powtarzaniem tanich sztuczek prasy.
https://www.google.pl/amp/s/businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/dlug-polski-przebil-1-bilion-zlotych-z-czego-sie-sklada/tpngtp4.amp
Proszę przeglądać prasę z innych krajów,które nasze Państwo widzą jako silnie się rozwijające i dobrze prosperujące.
https://www.architonic.com/en/story/peter-smisek-pole-dancing-polish-architecture-shows-off/20045397?utm_source=Architonic+Newsletter&utm_campaign=8f8c703961-ARCHITONIC_REPORT_%2312_180110_COPY_01&utm_medium=email&utm_term=0_9ff9b2a3e2-8f8c703961-291414377
Oczywiście uważam,że z kupnem trzeba na prawdę zdać sobie sprawę,czy stać człowieka czy nie.
Pozdrawiam
Owszem państwo polskie (poprawna pisownia jest małą literą) ma silny wzrost gospodarczy a dług publiczny wzrósł w wartościach bezwzględnych ale zmalał względem PKB. Rodzi się jednak pytanie: czy jest się z czego cieszyć? Pozornie tak, ale diabeł tkwi w szczegółach. Temat wymaga pogłębienia i nie warto nabierać się na sztuczki propagandowe rządu który mówi: “zmalał dług publiczny i to jest nasza zasługa!”.
Gospodarka, co nie jest chyba dla nikogo tajemnicą, ma cykle. Naprzemiennie pojawia się koniunktura i dekoniunktura albo hossa i bessa. Nie da się tego kontrolować i trudno przewidzieć kiedy nastąpi zmiana ale można się przystosować. Co to oznacza w przypadku państw? Oznacza to, że państwo powinno zwiększać inwestycje w okresie dekoniunktury. Dlaczego wtedy? W tym okresie spadaję ceny usług i materiałów więc za te same pieniądze można po prostu kupić więcej (np więcej kilometrów autostrady). Przedsiębiorstwa mają wtedy mało zamówień z rynku więc zamówienia publiczne mogą pomóc im przetrwać ten trudny okres. Zwiększone wydatki państwa potrafią złagodzić efekt dekoniuktury na gospodarkę i na dobrobyt obywateli.
Skąd państwo ma mieć na to pieniądze skoro wypływy z podatków spadają a wprowadzanie nowych na pewno nie pomoże gospodarce? Powinno mieć rezerwy (walutowe, w kruszcach szlachetnych, energetyczne czy inne) które zgromadziło w czasach koniunktury. Zainwestowanie ich w tym okresie nie zepsuje waluty ani gospodarki a może mieć dobroczynne działanie. Co się stanie jeżeli państwo takich rezerw nie ma? Nastąpi gwałtowny spadek wpływów z podatków oraz zahamowanie wzrostu PKB. Do tego państwo pieniądze na ratowanie gospodarki będzie musiało albo pożyczyć za granicą albo dodrukować co w praktyce jest bezzwrotną pożyczką zaciągniętą u obywateli. W obu przypadkach nastąpi załamanie stosunku długu do PKB oraz zwiększenie kosztów obsługi tego długu. Nagle dług liczony wzlędem PKB wystrzeli w kosmos i znajdziemy się wszyscy w czarnej d… Dlatego aktualną politykę rządu która sprowadza się do przejadania na bieżąco owoców silnego wzrostu gospodarczego nazywam “balem na Titaniku”. Orkiestra jeszcze gra, kelnerzy noszą tace z szampanem, wszyscy czekają aż wjedzie tort, ale na horyzoncie majaczy już góra lodowa w której istnienie mało kto wierzy. Ale góra, jak to góra, zrobi swoje niezależnie od wiary lub niewiary ludzi na statku.
Warto też zwrócić uwagę jak wygląda dług publiczny Niemiec. Od 2014 roku zmniejsza się nawet w wartościach bezwzględnych. Niemcy już zaczęli przygotowania do przejścia trudnego okresu i uważam, że do właśnie od nich warto się uczyć jak sterować gospodarką a nie np. od Włochów czy Hiszpanów. Ponadto warto sprawdzić jak wygląda dług publiczny w podziale na dług rządu centralnego i samorządów. Dług Skarbu Państwa wzrósł o 2,4% ale dług samorządów zmalał o 0,7%. Czyli gdyby nie rozsądna polityka samorządów dług państwa jako całości wyglądałby gorzej niż po uśrednieniu. Dokładne dane tutaj:
https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/dlug-polski-przebil-1-bilion-zlotych-z-czego-sie-sklada/
Pozdrawiam i życzę powodzenia w przyszłości. Przyda się nam wszystkim.
Tak jest niestety. Niemcy z kolei mają 2 problemy:
1) ujemne stopy procentowe
2) za wysokie podatki
Więc u nich też nie jest różowo, a bańka na rynku nieruchomości jest jeszcze większa niż w Polsce
No i stało się. Kryzys już u nas jest a państwo ma wg Premiera pieniędzy na dwa, góra trzy miesiące. Sprawa się rypła zaledwie pół roku po moim komentarzu. Titanic właśnie zderzył się z górą. Teraz trwa paniczna akcja ratunkowa.
Proszę sprecyzować w jakich miastach Polski mieszkania podrożały o 100% w ciągu 7 lat?
Prawie w każdej aglomeracji ceny wzrosły w okolicach 100%. We Wrocławiu i Zielonej Górze kupowałam nieruchomości 6 lat temu o połowę tanij niż obecnie. Podobnie ceny mają się w Warszawie i Trójmieście.
Wyrosły – owszem, na 100% – no nie, to już przegięcie
https://domy.pl/statystyki/092019/mieszkania-sprzedaz-Warszawa
Wierzy Pani tym danym? We Wrocławiu podają za rok 2013 kwotę chyba 5 tysięcy zł… A za ile kupowali inwestorzy? Każdy może zapytać. Te dane to średnia z kwartału, półrocza lub roku (nie wczytywałam się, ale każdy może to sobie sprawdzić sam). Powiem Pani, że inwestorzy zimą 2012/2013 po tych cenach nieruchomości nie kupowali. “Ulica” wierzy we wszystko, co papier przyjmie. Ja kupowałam nieruchomosci 6 lat temu za połowę obecnych cen. Moi znajomi, którzy inwestują, kupowali podobnie. Teraz, według informacji z mediów, mamy przystępne ceny i warto kupować. Przecież ceny nieruchomości zawsze rosną… Proszę kupować, jak jest dla Pani tanio 😀
Nie znam sytuacji we Wrocławiu, ale w Warszawie jest tak: na Odolanach w 2013 kumpel kupował za 6500 na rynku pierwotnym. Teraz w nowym bloku obok sprzedają po 8700-9000 podobne 3 pokojowe mieszkanie. Wzrost o 35%, nie 100%. Może jeżeli kupować w różnych dzielnicach to można te 100% narysować, ale to już not fair. W Warszawie jest drogo, zgadzam się, ale to nie jest szaleństwo (na razie).
Ważny punkt – prosze zbudować wykres cen w USD, i tam okaże się że ceny są nie daleko dołku. Dlaczego to jest potrzebne? Bo duże inwestorzy/fundusze zza granicy nie liczą zysk/potencjał do wzrostu w złotówce, tylko w dolarach (rzadziej w EUR).
Ja nie znam dokładnie rynku warszawskiego, ponieważ tam nie mieszkam. Pamiętam natomiast czas, w którym rozglądałam się za nieruchomosciami w Warszawie. Mówię tu wyłacznie o grudniu 2012 i styczniu/lutym 2013 roku (na wiosnę 2013 roku ceny odbijały w całym kraju o 15%-20% od cen z zimy 2012/2013 roku). Wtedy w samej Warszawie ceny były śmiesznie niskie (mnie interesowały nieruchomości na południu i działki od tej samej strony. Teraz czytam, że średnia cena mieszkania w Warszawie wynosi koło 10 000 zł. Wiadomo, że jest ona średnią. Ale ja wtedy miałam możliwość kupna mieszkania za około 5 tyś. zł/m2. Nie odnoszę się do statystyk z całego roku. Porównuję ceny z kryzysu (z trzech miesięcy) do tych, które sa obecnie. Kryzys trwa krótko, cykl wzrostowy bardzo długo (mierzony w latach).
Komentarze nie są aktywne.